Dzisiaj u nas było mikołajkowo. Już o siódmej rano nastąpił wysyp Mikołajów i reniferów. Skąd się ich tylu wzięło?! Pozdrawiali się znanym pozdrowieniem ho, ho, ho i nikt nie mówił, że jest najlepszy i najpiękniejszy, bo wszyscy byli wspaniali! O nauce nie piszę, gdyż to normalne, że w szkole trzeba się uczyć. Ale ważniejsze były atrakcje, które dostały dzieci w prezencie. Kino, słodki poczęstunek i zabawy w klasach, spektakl o kapryśnej Zimie, śpiewy uczniów i nauczycieli, czekolada po obiedzie…
Był też Mikołaj (taki duży), wyglądał, co prawda, jak agent 007, ale taki miły, hojny. Rozdawał dzieciom cukierki i nie straszył rózgą. Zachęcał do bycia grzecznym i uprzejmym dla innych. Nie pojawił się sam.
Towarzyszyła mu Śnieżynka. Śnieżynka oznajmiała przybycie Mikołaja, dzwoniąc wielkim dzwonkiem, który dawno, dawno temu wzywał uczniów na lekcje.
Na świetlicach dziś rządziły wielkie renifery i żona Mikołaja. Wyglądały trochę dziwnie, ale nie mam im tego za złe, bo tylko ja wiem, jak wygląda prawdziwy świat Św. Mikołaja.
Prawdziwy Święty Mikołaj
Ho, ho, ho!